Włodzimierz Żukowski
Teksty piosenek
z lat 1999-2002
(od 2.01.1994 r. do 2.06.2001 r.)
Spis piosenek
Mundur taki sam 3
Mijające te lat dwa tysiące 5
Nie zapomnij o iskierce 7
Nie dogoni nas czas 9
Wesołych świąt 11
Nie dogoni nas czas 13
Nie odmieni nas nikt 15
Karmazynowe sny 17
Wybacz mi 19
Twój dobry cień 21
Kwiatek dla bandyty 23
To jest miłość 25
Napisz do mnie 27
Zwariowana 29
Romek i Julcia 31
Moje Zakopane 32
Taki upał 34
Świat się tuli 36
Leżę sobie 37
Bądź Ariadną moich snów 38
Refleksje po jubileuszu 30-lecia „Barbakanu” 40
Pokrzywdzeni przez demokrację 41
Przez Stodołę do Europy 43
Idź do Europy 45
Kancona nostra 47
Urwała się belka 49
Stodoła na prikusku 50
Na co tyle wrzasku 52
Na mordę leci biznesplan 54
26.07.1999 r.
Mundur taki sam
Do NATO krokiem kompania marsz,
do drogi werbel nam warczy,
dziś my dla świata i świat jest nasz,
świata dla wszystkich wystarczy.
wspólne manewry inny da kraj,
w drodze się służba nie dłuży,
na nowe czasy trzeba „stand by”,
już nie jesteśmy przedmurzem.
Choć nosimy na pozór mundur taki sam
i karabin tak samo nam ciąży
to wspólną kolumną lżej idzie się nam,
gdy wiadomo na pewno, że zdążym.
Bo nosimy na pozór mundur taki sam,
lecz inaczej się srebrzą pagony,
a pod królewskim orłem wyróżnia się nam
na ramieniu znak biało-czerwony.
Do dziewczyn niedaleko nam iść,
gdy kwitną astry i róże,
bo i dziewczynom w NATO jest dziś
bardzo do twarzy w mundurze.
I gdy opuścić przyjdzie nam dom,
iść tyralierą czy rzędem,
to pani sierżant krzyknie jak grom –
chłopcy, na moją komendę…
Choć nosimy na pozór mundur taki sam
i hełm także na pozór jednaki,
to duma rozpiera pierś dziewczyn i mam,
że z nas takie przystojne chłopaki.
Bo nosimy na pozór mundur taki sam,
lecz inaczej się srebrzą pagony,
a pod królewskim orłem wyróżnia się nam
na ramieniu znak biało-czerwony.
Bo maszerować żołnierska rzecz
i chronić dom przed pożogą,
gdy trzeba, pługi przekuć na miecz,
aby zabłysnąć nim wrogom.
a więc do NATO, kompania, marsz,
sięgniem do naszych korzeni,
z nas dumny dziadek i ojciec nasz,
co kiedyś bronił tej ziemi.
Choć nosimy na pozór mundur taki sam,
jego barwy nikogo nie straszą
i z chlubą spod oka przygląda się nam
dziadek, który za waszą i naszą.
Bo nosimy na pozór mundur taki sam,
lecz inaczej się srebrzą pagony,
a pod królewskim orłem wyróżnia się nam
na ramieniu znak biało-czerwony.
3.10.1999 r.
Mijające te lat dwa tysiące
Mijające te lat dwa tysiące
przeżyliśmy pełzając pod górkę,
a więc może okaże się w końcu,
że tam kiedyś przepchamy tę rurkę.
Mijające te lat dwa tysiące
rozpoczęły się nam w Biskupinie,
przepłynęły przez wieki i w końcu
fin de siecle na lustracji nam minie.
Ref.
Przecudowny fin de siecle
tyle treści w sobie mieści,
a dwudziesty pierwszy wiek
nowym prądem nas popieści.
Przecudowny fin de siecle,
suma zdarzeń przy gitarze,
bo ja ciągle jeszcze śnię
o dziewczynie z moich marzeń.
Mijające te lat dwa tysiące
przepłynęły jak z bicza by strzelił,
a my ciągle za szmalem biegnący,
a my ciągle dwa kroki od celu.
Mijające te lat dwa tysiące
możnowładców serdecznie ucieszą,
bo gdy sprawy narosną palące,
komputery się w końcu zawieszą.
Ref.
Przecudowny fin de siecle
tyle treści w sobie mieści,
a dwudziesty pierwszy wiek
nowym prądem nas popieści.
Przecudowny fin de siecle,
rozkwit glorii i teorii
a dwudziesty pierwszy wiek
to jest oczko dla historii
22.10.1999 r.
Nie zapomnij o iskierce
Nie dla wszystkich tu śpiewają barwne ptaki,
obojętne na kolczasty splot gałęzi,
a ich świergot nie dla wszystkich dziś jednaki,
gdy przenika przez kurtynę małych więzień.
Nie dla wszystkich nocą jarzą się księżyce,
niby bliskie, a odległe swą istotą,
nie każdemu szlaban swój podnosi życie.
właśnie po to wam to śpiewam, właśnie po to.
Ref.
Nie zapomnij o płomyczku,
takim małym, tak nieśmiałym,
rozniecanym tą kantyczką,
aby stopić komunały.
Nie zapomnij o iskierce,
co ci na dnie duszy drzemie,
nie zapomnij, że masz serce,
które może ogrzać ziemię.
Jeśli kiedyś los odwróci się jak karta
i normalność w bezlitosnych zamknie lodach,
wtedy wspomnij, co iskierka była warta,
której zawsze jeszcze można żaru dodać.
Nie wystarczy wiedzieć, że istnieje słońce,
że się jarzy za zasłoną jakieś złoto,
to co czujesz, ma być żywe i gorące,
właśnie po to wam to śpiewam, właśnie po to.
Ref.
25.10.1999 r.
Nie dogoni nas czas
Nie dogoni nas czas,
nie podstawi nam nogi,
na bok dziury złych gwiazd,
nic nie zmąci nam drogi, o, nie.
Nie dogoni nas cień,
los nie depcze po piętach,
jutro znów będzie dzień,
trosk nie warto pamiętać, o, nie.
Ref.
Nie ma znaczenia co gdzieś tam by-ło,
trzeba śmiało naprzód iść,
na nic nam opadły liść,
wiosna będzie jeszcze dziś.
Nie ma znaczenia co kiedyś było,
stare karty zmienić czas
na nowe szczęście i na nową mi-łość,
idzie świt po ziemi,
niebo się rumieni
i jutrzenka wita nas.
Nie opóźni się brzask,
zbledną nocy zasłony,
nie dogoni nas czas,
nie ma snów niespełnionych, o, nie.
Nie wyprzedzi nas świat,
nie zniewoli nas robot,
zostawimy swój ślad,
nie przestańmy być sobą, o, nie.
Ref.
24.10.99
wpółautor - Ryszard Poznakowski
Wesołych świąt
Wiatr jemiołą gra swój koncert w ośnieżonych szczytach drzew,
zapach zimnych ogni, chrzanu i wanilii,
na witrażach z mrozu w oknie portret jej co roku śnię.
Tradycyjnie puste miejsce przy Wigilii.
A choinka jak co roku, znów do windy nie chce wejść.
W wannie karp, z grzybami bigos na balkonie.
Na tysiącach kartek ludzie życzą, by nie było źle,
a ja piszę, jak co roku tylko do niej.
Ref.
Wesołych świąt,
dla nieba gwiazd,
a ziemi pokój
szczęścia i na niebie obłoków,
wesołych świąt,
dosiego roku.
Sanie dzwonią w telewizji, bo za oknem tylko szum,
przejedzonych ambulanse wożą w mieście,
pod kościołem i na dworcu dziki się przewala tłum,
a ja czekam, kiedy zjawisz się nareszcie.
Zastawiony stół poczeka, nie ostygnie także barszcz,
pies dostanie kość wołową mimo postu,
w telefonie sieć zastawię, może jednak dzisiaj dasz
słowo „jestem” takie krótkie, takie proste.
Ref.
Wesołych, świąt,
dosiego roku,
dla nieba gwiazd,
a ziemi pokój
w zimnych ogniach niech zaświeci iskra wspomnień,
wesołych świąt i nie zapomnij o mnie.
Wesołych, świąt,
dosiego roku,
dla nieba gwiazd,
a ziemi pokój
w zimnych ogniach niech zaświeci iskra wspomnień,
wesołych świąt i nie zapomnij o mnie.
1.11.1999 r.
Nie dogoni nas czas
Nie dogoni nas czas,
nie odwróci się słońce,
pożyjemy choć raz
na te lat dwa tysiące, no, nie?
Więcej czadu i gaz,
no bo życie ucieka,
nie dokopie nam czas,
trzeba wierzyć w człowieka, no, nie?
Ref.
Bo co ma wisieć to nie utonie,
nie pomoże żaden szpas,
plastikowy kwitnie las,
nikt nie zrobi w bambo nas.
Bo co ma wisieć to nie utonie,
nie zawrócisz kijem fal,
nudzi się Julia na tym balkonie,
łza jej oko plami,
czeka godzinami,
a Romeo robi szmal.
Na bok wapno i kwas,
won mamucie zasady,
nie dowali nam czas,
dosyć degrengolady, no, nie?
Nie dogoni nas czas,
nowe idzie w chałupę,
przecie żyje się raz,
no to musi być super, no, nie?
Ref.
2.11.1999 r.
Nie odmieni nas nikt
Nie odmieni nas nikt,
nie odwróci się słońce,
ledwie było na styk
przez te lat dwa tysiące, no, nie?
Więcej czadu i gaz,
no bo życie ucieka,
nie odpuści nam czas,
trzeba wierzyć w człowieka, a co?
Ref.
Gonią się gwiazdy po nieboskłonie,
czasem nie chcą świecić nam,
każda chce mieć własny kram.
Weź do lamusa te pelargonie,
nie zawrócisz kijem fal,
nudzi się Julia na swym balkonie,
a Romeo tłucze szmal.
Na bok wapno i kwas,
na bruk stare zasady,
nie omami nas czas,
i dość degrengolady, no, nie?
Nie dogoni nas czas,
nowe idzie w chałupę,
no, bo żyje się raz,
no to musi być super, uou?
Ref.
8.11.1999 r.
Karmazynowe sny
Daj mi kwiat
za tych lat,
wiele lat bez twych ust i twych dłoni,
zamień cień
w jasny dzień,
przelej mi w moje sny ślad harmonii.
Mało wart
zamek z kart
zbudowany na przekór miłości,
na cóż mi
inne sny,
kiedy serce twe w nich nie zagości.
Ref.
Karmazynowe, żywe sny
kołyszą pamięć
wśród bezlitosnej życia gry,
choć ja to wiem,
że znikną dniem.
Marzeń cień
w jawę zmień,
mały kwiat nowy świat może stworzy.
Byle co,
płatków sto,
ale życie z nich można ułożyć.
Wezmę pąk
z twoich rąk
i go zmienię w to, czego nie było,
daj mi kwiat,
tylko kwiat,
to wystarczy by zrosła się miłość.
Ref.
16.11.1999 r.
Wybacz mi
Wybacz mi
szare dni,
tak mi brak twoich ust i twych dłoni.
Wybacz mi
głupie łzy,
przelej mi w moje dni ślad harmonii.
Wybacz mi
każdy świt,
co w osobnych nam oknach zagości.
Wybacz mi,
pomóż mi
i pozwólmy się zrosnąć miłości.
Ref.
Daj mi uwierzyć w złoty sen,
paproci kwiat,
odgarnij z oczu żalu cień,
pomaluj świat
na resztę lat.
Wybacz mi
pustej gry
mało wart głupi cel i złą kartę.
Przywróć mi
mowę chwil,
dobre oczy twe dla mnie otwarte.
Oddaj mi
dobre sny,
tak po cichu, gdy pamięć nie patrzy.
Wybacz mi
wybacz mi,
niemożliwe, byś nie mógł wybaczyć.
Ref.
02.12.1999 r.
Twój dobry cień
To twój cień
przed portretem stoi mi co dzień,
setką mgnień
powracasz do mnie, mamo.
To twój cień
przenika przez nie znaną sień,
by stanąć obok mnie
tak samo.
To twój ślad
biegnie drogą liścia, który spadł,
porzucił świat,
by wiosną wrócić w pąk.
Bez sensu, byś przestała być, kim byłaś,
bo żadna w świecie siła
nie zgasi ciepła rąk.
Dziś tak mi brak
twych dobrych rad,
serdecznych puchem mądrej troski.
Przechodzi pamięć
czasu bramę,
by z sobą wnieść
kochaną treść.
Dla ciebie mam
serce usłane gamą barw,
gdy stajesz w drzwiach
okryta szalem mgły,
przez świata kres
patrzysz gwiazdami złotych łez,
by zbudzić moje sny.
Dałaś mi
niepowtarzalnie moje dni,
barwne sny
i dar istnienia.
Ja wierzę, że nagrodził ciebie dobry Bóg
przez łąki wszystkich dni
najcudowniejszą z jasnych dróg.
12.01.2000 r.
Kwiatek dla bandyty
Połóż kwiatek, zapal znicz
gdzie bandytę śmierć dosięgła,
na wampira łaskę licz,
by nie straszył cię zza węgła.
Szantażyście haracz złóż,
nie dopraszaj się o pogrzeb,
gdy poczujesz w brzuchu nóż,
to udawaj, że ci dobrze.
A pani sędzina i pani prokurator
być może po główce pogłaszczą cię za to,
żeś pozwolił mu uciec przed krwi żądną tłuszczą,
a gdybyś nie pozwolił, to i tak go puszczą.
Bo pani sędzina i pani prokurator
nie mogą się oddawać przyziemnym tematom.
Wszak ułamek bandyty przypada na głowę,
więc ochraniać muszą mniejszości narodowe.
Bandziorowi pomnik wznieś,
co wyrazić chwałę zdoła,
niechaj miasto oraz wieś
ceni lumpa i warchoła.
Złodziejowi ukraść daj,
nie naruszaj praw człowieka,
to nareszcie wolny kraj
i nie musi nikt uciekać.
A pani sędzina i pani prokurator
szybko ci nałożą w twój pusty łeb łopatą,
że gonienie złodzieja z moralnością sprzeczne,
a bandzior ma prawo do obrony koniecznej.
Bo pani sędzina i pani prokurator
chętnie cię, malkontencie, posadzi za kratą,
o co w swych gabinetach modli się i pości
rząd bezstronnych fachowców od sprawiedliwości.
5.03.2000 r.
To jest miłość
To jest miłość
gdy świat różowy bierze się na ręce,
to jest miłość,
to psie merdanie przepełnionym sercem,
to inkrustacja żywym złotem duszy sedna,
w tłumie jedna,
aż do dna.
To jest miłość
trwanie starca przy kocim oddechu,
duszy siłą
wskrzeszanie bębnów minionego echa,
gdy w cieniu świata brak alternatywy,
kwiatów żywych,
barwy słów,
mocy snów.
Ref.
Więc dziś mi daj
i zostaw mi
jesienny maj
na krótkie dni,
słoneczny dom
w czerwieni serc
i miłość mą
do ludzi
Boże.
To jest miłość,
pieszczenie sobą najdroższego tętna,
myśli wyłom,
pieśń niewolnika ślepa i namiętna,
kucie w pamięci tych ulotnych śladów stóp
dłutem snów
aż po grób.
To jest miłość,
lot fascynacją ponad bramą cienia,
to jest miłość,
upojny taniec cudu zaistnienia
i piękna bajka, która miesza śmiech i łzy
i wciąż się śni
słońcem barw
wszystkie dni.
Ref.
15.03.2000 r.
Napisz do mnie
Napisz do mnie,
napisz do mnie,
chociaż znaczki drożeją co dzień,
list obudzi
trochę wspomnień,
a telefon mam głuchy jak pień.
Ref.
Bo to przecie jest niewielki trud
dziś napisać choćby krótki list,
tu ja czekam na to jak na cud,
bo monter łzę ociera z lic,
listonosz mówi – dzisiaj nic,
znowu nic.
Napisz do mnie,
napisz do mnie,
dość mam nocy ponurych od snów,
wiesz, że tęsknię
nieprzytomnie,
a telefon nawalił mi znów.
Ref.
Napisz do mnie,
napisz do mnie,
w komputerze zawiesza się sieć,
dzisiaj napisz,
nie zapomnij,
a najlepiej z powrotem cię mieć.
17.03.2000 r.
Zwariowana
Zwariowana,
zwariowana
tańczę sambę od zmroku po świt,
rytm na skrzynce
po bananach,
lepiej samby nie zagra tu nikt.
Ref.
Bo przetańczyć życie to nie grzech,
gdy pozostał tylko zdrowy śmiech
nim ostatni z ciebie ujdzie dech,
to cię uleczy samby krok,
na lewo skok, na prawo skok
cały rok.
Zwariowana,
zlustrowana,
porąbana w tym kraju bez wad,
opętana
przez szatana,
jakże smutny bez samby jest świat.
Ref.
Zwariowana,
zwariowana
tańczę sambę od świtu po zmrok,
już odciski
na kolanach,
krok do przodu, do tyłu i w bok.
24.03.2000 r.
Romek i Julcia
We wsi Weronki, gdzieś pośród pól i miedz
chłop Romek Monta se żył,
a tuż Julcia Kapul gruba jak piec,
w pełni urody i sił.
Ref.
No, bo gdy miłość zapłonie jak stóg,
to jaki strażak by zgasić ją mógł
i nie pomoże nawet duża stacja pomp
na tej namiętności głąb.
Monty z Kapulami żarli się od lat
i gęsto ścielił się trup,
lecz na Romka z Julcią taki urok padł,
że cichcem wzięli se ślub.
Ref.
Gdy Julcia wypiła potem jakiś kwas,
Romek poderżnął se łeb.
Może i dobrze, bo dziś taki czas,
że nie zarobisz na chleb.
Ref.
15.04.2000 r.
Moje Zakopane
Zakopane
pod płachtą nieba śni nad ranem,
tęsknotą ceprów omotane,
księżyca nów nie mąci snów.
Zakopane,
tu troski giną zapomniane
przy dzwonkach kolorowych sanek,
jak echa słów, minionych słów.
Ref.
Tutaj czas jak ze snu,
kochać gdzie jak nie tu,
komu wino i rum,
dla mnie jodeł szum.
Posłam se bez orlom perć,
zakochałam się na śmierć.
Zakopane,
wspomnienia znane i nieznane,
co w sercach pieści pani z panem,
gdy runął mur, gdy szumiał bór.
Zakopane,
noce szalone i pijane
i trasy nie oznakowane,
gęślicek wtór do pieśni gór.
Ref.
Owionął mnie wiater z hal,
a wam, durni, bedzie zal.
30.04.2000 r.
Taki upał
W oranżerii pod palmami
łza tęsknoty oko plami,
że źle podlewane, sztucznie hodowane.
Zamiast gruszy pod Psią Wólką
gdyby tak do Akapulko,
gdzie pewnie dostanę dobrze w łeb bananem.
Taki upał jest od rana,
więc maniana, proszę pana,
choć do buta wkracza mi la kukaracza.
Niechby loda, albo gdyby
mały skok na Karaiby,
gdzie się duch w narodzie co dzień przeistacza.
Ref.
Bo taki czas,
że tylko zrobić sobie sjestę,
wygłuszyć tę orkiestrę,
o kokosach śnić.
Bo taki czas,
że marzyć trzeba tylko z gestem,
w powodzi marzeń brodzić i tekilę pić.
Do góry brzuch,
bo wzmocni to duch
i nowy otworzy świat.
Do góry brzuch,
bo wzmocni to duch
na parę kolejnych lat.
Pod palmami błądzi Eros
oraz różni kawalieros,
wszyscy bardzo mili, chętnie by popili.
Ananasy, kabanosy,
czarnookie latynosy
i ci czas umili dobry łyk tekili.
Na kaktusach i na domach
siada blanka la paloma
i do ucha basem grucha marakasem.
Za pół roku przyjdzie zima,
bo parszywy mamy klimat,
odłóż na bok kasę i pośpiewaj czasem.
Ref.
(ariba, ariba, ariba trrrrr, komu riba komu, bo idę do domu.)
15.05.2000 r.
Świat się tuli
Mały żuczek łaskocze mnie w piętę,
żywy ślad, mały brat moich stóp.
Maki kwitną dla snów na przynętę,
a po pięcie maleńkie tup tup.
Trawy zapach usypia jak wino,
kwiatów woń lepi sen niby wosk,
zanim mrok zejdzie z traw smutki miną
i do jutra pozbędę się trosk.
Ref.
Świat się tuli la, la, la, la, la, la, la, la, la
do koszuli la, la, la, la, la, la, la, la, la.
A ten żuczek spać poszedł w rumiankach,
nocy cień ziemi żar pije z pól,
tylko Hamlet w półmroku poranka
cicho marzy o sztuce bez ról.
Macierzanki różowy dywanik
pszczołom w dal rzuca szal woni swej,
pod łopianem w zacisznej przystani
sercu cieplej, a duszy jest lżej.
Ref.
28.05.2000 r.
Leżę sobie
Leżę sobie swobodnie na luzie,
słońca blask łazi po mnie jak kot,
gdyby tak tu pozostać na dłużej
aby patrzeć na ludzi przez płot.
Leżę sobie, komarów tu nie ma,
w dali gdzieś na fujarce ktoś gra,
a nade mną błękitu poemat
obejmuje i koi do dna.
Ref.
Tak mi dobrze, la, la, la, la, la, la, la, la, la
panie Boże, la, la, la, la, la, la, la, la, la.
Pajęczynę zaplata nad głową
pająk druh, wierny świadek mych snów,
przyśle do mnie jutrzenkę różową,
zapomnianą piosenkę bez słów.
Leżę sobie i jest mi wspaniale,
w ustach mam róży pąk, mały kwiat,
gdyby tak można było już stale
mieć błękitny kalendarz bez dat.
Ref.
9.07.2000 r.
Bądź Ariadną moich snów
Zgubiłem się
na życia dnie,
martwy dzień, zimna noc, szary świt,
tu kamień w krąg
i ciepła rąk
w labiryncie nie podał mi nikt.
Ref.
Bądź Ariadną moich snów,
złotą nicią zwiąż mi duszę,
żadnych gestów, żadnych słów
jak motylek, jak kwiatuszek.
Bądź Ariadną moich snów,
ja, easy rider
znów się odnajdę,
czy to pełnia, czy to nów,
bądź Ariadną moich snów.
Błądziłem sam
od bram do bram,
ciężki but, spojrzeń lód, węzeł dróg,
pogardy stal,
za dalą dal
i te myśli za ciężkie dla nóg.
Ref.
Chodziłem wzdłuż
szpaleru róż,
biały kwiat, obcy płot, ostry cierń,
zwiedziłem już
muzeum dusz
i straciłem apetyt na cień.
Ref.
3.12.2000 r.
Refleksje po jubileuszu 30-lecia „Barbakanu”
No i gdzie są ci nasi następcy,
aby dyszeć na przekór czasowi,
choćby nawet półsłowi, półgębcy,
byle tylko serdecznie sercowi.
Park jurajski kołysze skrzypami
bogatymi w zdrewniałe badyle,
ale przecie to my, tacy sami,
tylko trochę już pterodaktyle.
Kapiszonów nie nosim w kieszeniach
i na werbel nie czas uroczysty,
młyn się wali od trudu mielenia,
na straganie dziś comber z artysty.
Więc Wam życzę, tak samo jak sobie,
aby losu nie zwalił Was paluch
w czasie, kiedy się puszą w ozdobie
złota glizda i srebrny karaluch.
11.05.2002 r.
Pokrzywdzeni przez demokrację
Demokracja, mawiał tata,
to jest ustrój tego świata,
lud – to demos, no i krata
oraz gromkie trata tata.
Jeśli demos krzyw jest na to,
to niech klęknie se przed kratą,
lub za kratą się go sadza,
jeśli władza mu przeszkadza.
Tam ochłonie w szarym tłumie,
aż skruszeje i zrozumie,
że mu z głodu sterczą ziobra
prawnie i dla jego dobra.
Pokrzywdzony przez tę śliczną demokrację
okazuje chudy demos swą frustrację,
bykiem leży, pióra jeży, łzom nie wierzy
i zagląda Zachodowi do talerzy.
Zamiast zabrać się normalnie do roboty,
bohatersko przeskakuje różne płoty
romantyczny mając gest,
bo już taki demos jest.
Demokracja, mawiał tata,
to jest ustrój tego świata,
gdzie brat brata w łeb kołata
i zasadza się na czatach.
Bo to dobre są systema,
gdy my mamy, a ktoś nie ma,
bo to dobre są układy,
gdy tu złoto, a tam dziady.
Tu ukwieca sobie życie
twój, demosie, przedstawiciel,
gdy ty gaśniesz, on się jarzy,
a z tym tobie nie do twarzy.
Pokrzywdzony przez wspaniałą demokrację
lud z podbrzusza wybałusza swoje racje
i lansuje pogląd lekko nienormalny,
że już woli kapitalizm feudalny.
Po to kiedyś jakiś Patton szedł z armatą,
abyś teraz był prawdziwym demokratą,
trza wyplenić wszelkie zło,
coca cola to jest to.
12.05.2002 r.
Przez Stodołę do Europy
Do Europy,
do Europy,
inteligenty, przekręty i chłopy,
do Europy doktorzy, docenci,
do Europy UOP konfidenci.
Do Europy,
do Europy,
bo w Europie podniosą się stopy,
tam się odkuje niewiasta i mąż,
więc ludu dąż
do Europy.
W Europę trza iść przez Stodołę,
gdy się nie jest zwyczajnym matołem,
historycznie od Mieszka do Leszka
za stodołę najkrótsza jest ścieżka.
Wszak w Stodole uczyłeś się rocka
i sandałki gubiłeś w podskokach,
gdy reżimy szalały dokoła,
tutaj kwitła ci pełna Stodoła.
Do Europy,
do Europy,
dziś nie czas już na próbne galopy,
do Europy piłkarze i sędzie,
byle z ikrą, a jakoś to będzie.
Do Europy,
do Europy,
bo tam dobra podobno na kopy,
odmów paciorek, weź worek i kij
i bracie rżnij
do Europy.
Różni krążą ostrożnie i kołem,
ale ty prosto wal przez Stodołę,
skrócisz drogę i zyskasz na czasie,
co się wahasz, złamany mozołem.
Dziś Stodoła otwarta na przestrzał,
jak i kiedyś, gdy los cię dopieszczał,
nim przeszkodę ktoś nową naniże,
przez Stodołę idź, będziesz miał bliżej.
No to szanuj Stodołę, szanuj,
cała reszta jest dziś do chrzanu.
1.07.2002 r.
Idź do Europy
I na co czekasz masochisto,
zamiast koniaku pijesz czystą,
o Walentynkach nie pamiętasz,
a hamburgera jesz od święta.
Ref.
Idź do Europy, nie przegap okazji,
chyba że masz zamiar udać się do Azji,
a jak się, bracie, sprężysz, to nie będzie źle,
bo bramka jest okrągła, a piłki są dwie.
I na co czekasz zacofańcu,
co ty właściwie wiesz o tańcu,
a nawet ziemia, gdy masz kaca,
to ci odwrotnie się obraca.
Ref.
I kiego grzyba ty się wahasz,
jeszcze pomyślę, że masz stracha,
że ze stodoły wyjść nie umiesz,
bo pogubiłeś kapcie w tłumie.
Ref.
Co cię siroto tutaj trzyma,
piwo jest ciepłe, whisky ni ma,
co dzień kto inny tu ma rację
i zaraz zrobi ci lustrację.
Ref.
Jak się nie ruszysz, będziesz stratny
i znowu ciut nieadekwatny,
inni ambrozję będą łykać,
ty będziesz strugał męczennika.
Ref.
2.07.2002 r.
Kancona nostra
O bella koza,
metamorfoza
wyziera spoza
straconych lat.
Niesie nam ostra
kampania nostra,
po długich postach
wspaniały świat.
Ref.
Bondziorno Europo karra mija,
nie serwuj nam marchewki oraz kija
i czinqueczento euro daj na ryja,
bo faktem jest, że Polak tynfa wart.
Bondziorno Europo bonasera,
pełną dotację chłopom daj w papierach
i niech nie skusi jakaś cię cholera
do rozdawania nam znaczonych kart.
Niechaj nam sprzyja
Santa Lucija,
a kraj rozwija
sukcesu nić.
Nie chodź na pole,
posiedź w stodole
i w szklanę polej,
bo warto żyć.
Ref.
Gdy w końcu koza
przyjdzie do woza,
zerwiem z powroza
tę ciasną sieć.
Siądziemy w kupie,
będzie w chałupie
i sperka w zupie,
i duński śledź.
Ref.
5.07.2002 r.
Urwała się belka
Urwała się belka z powały
i tylko kołodki zostały,
był wicher i trąby urwanie,
niedługo piwnica zostanie.
A wtedy z ruiny i dziury
pan Lepper wylezie ponury
i krzyknie machając butelką:
rodacy, ja mogę być belką.
1.08.2002 r.
Stodoła na prikusku
My straim, my straim,
nowyj dworiec wam dadim.
W wierch kanstrukcji Wania leziet
i się potknął na żelezie,
stygniet wodka i abied,
a Waniuszki uże niet.
Heej uchniem, heej uchniem,
heej zawtra Grisza toże gruchnie,
możet byt’, możet byt’
wodki też nie budiet pit’
Wot, padniata s wodkoj kruszka,
prikazał strait’ batiuszka,
słuszat’ nam kamandirowki,
bo pojedziem na Sołowki,
gdy z wierchuszki jest prikaz,
niet disputa, połnyj gaz.
Heej uchniem, heej uchniem,
heej, my z wodki nie apuchniem,
adin czort, adin czort,
jeśli pit’, to pierwyj sort.
Nie dla szutki czyli picu
postroili my żitnicu
i tiepier prichodiat skory
tu studienty, prafiesory,
cztoby rocka tancowat’
do upada, jewo mat’.
Heej uchniem, heej uchniem,
heej, zdies’ zaplutą mielim kuchnię,
a tiepier, a tiepier
to kulturnyj pionier.
Wot żitnica, wot stodoła,
gołos z niej kak z kałakoła,
pałac stoi, bo stać musi,
więc Stodoły nic nie zdusi,
bo prowadzi od tej szopy
prosty szlak do Europy.
Heej uchniem, heej uchniem,
heej, socjalizmem już nie cuchnie,
łatwiej żyć, łatwiej śnić
i za drużbu łatwiej pić.
1.08.2002 r.
Na co tyle wrzasku
Na co tyle wrzasku,
na co tyle huku,
usiądź se na piasku
i se zrób seppuku.
Wylezą ci flaki,
zaleją dywanik,
wszystko tak dla draki,
przez rozumu zanik.
Po nożu pocieknie
ci serdeczna jucha,
rura trochę zmięknie,
lecz nie stracisz ducha.
Może do mózgowia
dotrze wtedy żywa,
jak minister zdrowa
ta alternatywa:
Ref.
No i po co ci obrona przed tą Unią,
czy koniecznie musisz kuku mieć na muniu,
czy nie możesz bardziej zrobić się dzisiejszy,
jak zwyczajny, z głupia frant, Europejczyk.
; No i na co ci obrona przed szatanem,
co ci życie chce osuszyć przechlapane,
chce pokazać nowy domek na Rivierze,
wirtualnie pozatykać dziurki w serze.
Po co żyć z hałasem,
bronić nory siłą,
oszczekiwać basem
wszystko to, co było.
Cierpieć za miliony
nasze i nie nasze,
słuchać się ambony
i przypalać kaszę.
Może sto lat minie
nim się znowu trafi
biały dym w kominie,
nowy cud w parafii.
A na firmamencie
zjawi się kometa,
która na zakręcie
zmieni cię w kotleta.
Ref.
4.08.2002 r.
Na mordę leci biznesplan
Już trzeci prezes
idzie w odstawkę,
a konto w banku
przejawia czkawkę,
wyniki mamy
całkiem okropne,
a szef produkcji
wyskoczył oknem.
Już sekretarka
kawy nie parzy
i bez fryzury
jej nie do twarzy
i nie czekając,
aż sąd się wmiesza,
główny księgowy
właśnie się wiesza.
Ref.
Na mordę leci biznesplan,
niepokojący to jest stan,
gdy w piasek głowę chowa
ta płynność finansowa,
a sponsor nam zakręca kran.
Oj, oj, oj, oj.
Na mordę leci biznesplan,
znikły dyplomy z gołych ścian,
a pakiet inwestycji
badają na policji,
bo z biznesplanu został chrzan.
W bramie nas mija
wspaniały syndyk,
chudy jak żmija
od ludzkiej krzywdy.
Z tego całego
bajzlu się cieszy,
a księgowego
odciąć nie spieszy.
Ostatnio media
doniosły, że się
dyrektor w celi
topił w sedesie.
Jakaś nastąpić
musiała zdrada,
bo już się miesiąc
ciurkiem spowiada.
Ref.
Ale to pestka, ale to frajer,
bo coś się z tego jeszcze wykraje.