Włodzimierz Żukowski
Psie wierszyki
Nos
Psy bywają w świecie różne,
i poprzeczne i podłużne.
Często mają krzywe łapy
jak szezlągi i kanapy,
bardzo różny dają głos,
ale wszystkie mają NOS.
Niezależnie zaś od rasy
żaden pies nie czyta prasy,
lecz posiada z innej racji
pełny zakres informacji,
więc przygląda się spod powiek
jak tę prasę czyta człowiek,
jak w publikatorach ślęczy,
mózg przegrzewa, oczy męczy
i psu w głowie się nie mieści:
– Czemu człowiek tak szeleści,
przecież nawet i przez sen
można wyczuć zwyżkę cen!
Pytanie
Czemu skowyczysz przez sen?
Czy kość ci ogromna śni się,
czy boczek wspaniały, jak ten
na srebrnej księżyca misie?
A może jakiś zły duch
nawiedza cię dzwoniąc kolczatką?
A może boli cię brzuch
przeciwny owsianym płatkom?
Czy jakimś wyśnionym kotom
urągasz w wyśnionym mieście?
A może skowyczysz po to,
by pani wiedziała, że jesteś!
Małe marzenie
A może byśmy tak, stary,
poszli na małe wagary?
Ty byś założył obrożę
tę nową, bo starej masz dość,
ja bym zadzwonił może
do bardzo ważnego biura,
że pękła nam jakaś rura
albo w ogóle że coś…
I poszlibyśmy po panią,
bo brzydko nie czekać na nią,
a potem w zieloną ciszę,
bez zbędnych szczekań i słów,
tę wiosnę w sobie obudzić,
w miejsca, gdzie nie ma złych psów
i jeszcze straszniejszych ludzi.
Dajcie mi ten kosmos
Coś na tym księżycu tańczy,
jak mucha na pomarańczy,
aż sprawdzić bierze pokusa
czy to nie nauci z USA.
A może to właśnie jest
jakiś nieziemski pies?
Taki kosmiczny bohater
co siusia na każdy krater,
co nurza się prawie cały
w tym szczerozłotym trawniku
i merda do takich małych,
śmiesznych zielonych ludzików.
A chciałoby się pobiegać
jak tamten gwiezdny kolega.
Ściągnąć za ogon kometę,
zmiętosić ją jak serwetę,
oberwać kawałek i zjeść!
Ale nie można i cześć.
Za to ja sobie mogę
połapać panią za nogę,
z panem potargać obroże.
Ja mogę, a on nie może.
A zresztą naturze to wbrew,
po przecież tam nie ma drzew!
Psia wiosna
Gdy pies ma ochotę na kino,
na romans z psią jaką dziewczyną,
na koncert na miejskim skwerku,
na befsztyk w kocim futerku,
na bukiet ze zwiędłych róż –
to znaczy, że wiosna tuż, tuż.
Gdy psa nie cieszy zabawa
i pański nie kusi go krawat,
gdy raptem ulega frustracji
lub merda bez dania racji,
gdy jakieś burzliwe ma sny –
to znaczy, że wiosna u drzwi.
Nuda
Co to takiego jest:
leży na środku i gryzie?
To, proszę państwa, jest pies,
gdy się na niego wlizie.
Ma duże stojące uszy,
co szmeru każdego dotkną
i resztę, której nie ruszy,
choćbyś o niego się potknął.
Gdy skinie łapą, to pan
przypada pytając o zdrowie.
A on spoczywa jak chan.
Nawet nie zawsze odpowie.
Gdy westchnąć raczy, pani
na klęczkach lustruje, co mu.
A jemu nic. Ani, ani.
Zwyczajnie. Królewna w domu.
Wszak niewygodnie jest spać
w tej białej, puszystej kryzie,
a że coś musi się dziać,
więc leży na środku i gryzie.
Prawo myśliwca
Może to słońce i dobre,
ale nie czas na igraszki.
Łapy mam zdrowe,
serce mam chrobre,
hajda na ważki!
Co to jest ważka kolego,
odpowiem ci jako fachowiec:
Ważka to nic innego
jak tylko żywy śmigłowiec.
Lata to sobie i bzyczy,
klapie skrzydłami i klapie,
a ile dzikiej słodyczy
nim się to złapie!
Za nic mi konie i krowy,
dla mnie to manna kaszka.
Takie prawdziwe łowy
to tylko ważka!
Dlatego mam apel do psów:
Zostawcie kury i owce,
od dziś nie czepiajcie się krów.
Zestrzeliwujcie śmigłowce!
Kocham cię
Wyjaśniłbym, co to miłość,
gdyby mnie zapytano,
żadna to bowiem zawiłość:
miłość przychodzi co rano,
ma wielką puszystą szatę,
solidną, nie gniotącą,
przywiera ciepłym granatem –
własnym podwójnym słońcem –
do wnętrza twojego serca,
liże rąbek twej duszy,
mordę pod pachę ci wwierca
i kładzie strzępiaste uszy
zaprasowane snem.
Bo miłość na pewno jest psem!
Psia gościnność
Gdy nas odwiedzi gość,
oddamy mu nawet kość,
bo nie jesteśmy chciwi;
Przyszedł, to niech się pożywi!
Serdecznie i z całej duszy
wylizujemy mu uszy
i, by nie miał nam za złe tego,
merdamy do upadłego.
Potem na przekór głosom,
że gościnność w narodzie upadła,
co chwila trącamy go nosem,
zjadamy mu sznurowadła,
skłaniając go cały czas,
by zechciał podrapać nas!
A jeśli przypadkiem gość
tej gościnności ma dość,
to patrząc na niego z wyrzutem
idziemy bawić się butem,
bo but jest dobry na stres
(jeżeli stresy ma pies),
a pani but, albo pana
działa jak waleriana.
Poranna sjesta
Rano się śpi na suwklapie,
bo w nocy się pies natyrał,
poważnie, z pyskiem na łapie
się leży, no i się chrapie
potężnie.
Jak sam admirał.
To nic, że łódka się rusza,
tutaj skrzyp jakiś, tam łopot
Śpi się i tym się nie wzrusza.
Łopot to łopot. Nie kłopot.
A sny też ma się, o Boże,
jakie cudowne to sny!
Wyłącznie w technikolorze,
panoramicznie się śni.
Czasami szczeknie się basem,
ponuro – jak w studni na dnie,
albo tak zadrga się czasem,
że się o mało nie spadnie.
I śpi się tak, śpi się, śpi się,
śni się o kaczkach, o szczurach,
gna się za nimi po dziurach
i jamy się kopie lisie,
a kiedy w końcu się wstanie,
to znaczy, że czas na śniadanie.
Noc na jeziorze
W drewnianym zaciszu kabiny
leciutko, na uszach kudłatych
kołyszą się ciche godziny
tych nocy przespanych na raty.
Bo sen odlatuje jak mgiełka
z lustra jeziora przed świtem,
odfruwa na kaczych skrzydełkach
gdzieś w mroki trzcinami zakryte.
Bo sen wciąż przerywa mucha
zbyt jasnym zbudzona miesiącem,
to szelest, co każe posłuchać,
to blaski po fali tańczące.
I chociaż śpi niebo i ziemia,
sen mrokiem szuwary zasnuwa,
to błyszczą psie oczy wśród cienia.
Pies zasnąć nie może. Pies czuwa.
Debata
Spośród obradujących nie przejął się nikt tem,
że ambasador Burek zagroził konfliktem.
– Powarczy i przestanie – stwierdzono na sali,
a niektórzy z obecnych nawet zamerdali.
Jedynie Cezar odrzekł: – Wasza ekscelencjo,
nie jest mojego rządu szczególną intencją,
by te ponure groźby uszły wam na sucho! –
po czym podbiegł do Burka i ugryzł go w ucho.
Sala trochę zawrzała. Kilku młodszych Reksów
przepychając się w wyjściu biegło do teleksu
(nie dziwiono się temu nawet ani, ani,
bo właśnie po to byli akredytowani),
lecz wnet postanowiono incydent fatalny
pozostawić do rozmów już bilateralnych.
Wzburzeni uczestnicy powoli siadali,
Burek gonił Cezara trochę wokół sali,
lecz i oni na koniec zziajani i bladzi
siedli tam, gdzie ich obu brak siły posadził.
Obrady trwały dalej i dopiero rano
wiążący komunikat wspólnie podsiusiano:
że wyklucza się takie dowodzenie racji,
które będzie powodem sporów eskalacji.
Podsumował to Azor: – Jak panowie wiecie,
to nas właśnie odróżnia od tych w ONZ-ecie!
Raj
A gdy kiedyś będziemy tam,
gdzie nie sięga ni szeryf ni pleban,
u jakichś zielonych bram
prawdziwego, jasnego nieba,
to naprzeciw wybiegną nam
nasze psy bez żadnych obroży
i odbędą wspaniały tan,
by wyprosić nam sto łask bożych.
A my zapomnimy, że świat
gdzieś za nami został w pomroce,
że minęły tysiące dat
bezlitośnie cierpkich jak ocet,
że złem świata byliśmy my
żyjąc forsie i pysze na chwałę,
lecz gdy nasze poliżą nas psy
wtedy wszystko już będzie wspaniałe.
Szczek polityczny
Na kogo szczekasz o zmroku,
gdy ptaki już śpią po gniazdach,
czemu zakłócasz ten spokój
strasznie ważnego miasta.
Złodzieja szczek nie wystraszy,
biskupa prawda nie wzrusza,
narkoman zrobi swój zastrzyk,
policjant ma klapki na uszach.
Więc czy oszczekujesz mit chwały
tych kukieł władzą rozdętych,
bo trzeba aby wiedziały,
że słyszy ktoś ich przekręty.
Medal
Wystawa, wystawa,
ktoś z lewa, ktoś z prawa,
tu jamnik, tam terier
i mamy feerię.
On patrzy, ja patrzę,
no i kto pierwszy natrze?
Ja merdam, on merda,
nie trzeba tu „werda”.
Od razu wiadomo
i wsiem to znakomo,
kto młody, kto stary,
kto pysk ma, kto bary,
kto owce, kto krowy,
a kto kanapowy,
z kim w pole, z kim w puszczę,
z miejsca, bez żadnych wyłuszczeń.
Pan sędzia zamachał
i tylko bez stracha,
kark sztywny, wzrok dziki,
a uszy jak piki,
a po co opera
ta cała pijana?
Bo walczy się teraz
o medal dla pana.
Los globtrotera
W samochodzie najlepiej to z przodu,
no bo z tyłu to jest trzecia klasa,
z tyłu można przecierpieć za młodu,
w jakiejś klatce lub gorzej, bo w pasach.
By policjant nie machał na pana
i na stresów narażał go szereg,
trzeba leżeć na pani kolanach
i udawać futrzany sweterek.
A na promach to zawsze bałagan,
raz na dole, to znowu na górze,
diabli wiedzą co linia wymaga,
by pozwolić na pieskie podróże.
Na granicach, jak kiedy się uda,
bo zależy czy humor ma celnik,
ale tak generalnie to nuda
stać i czekać na pustej patelni.
Czasem łeb się przez okno wystawi,
by powąchać nowości zza szyby,
lecz naprawdę to żaden jest wabik
i przyjemność też taka na niby.
Ni Helsinki nie kuszą obrazem,
ni Karelii krajobraz dziewiczy.
Najważniejsze, to stale być razem,
cała reszta się w ogóle nie liczy.
Spacer
Nad Wisłą plaża
z trawką łagodną,
można się tarzać
skolko ugodno.
Nikt nie napadnie,
najwyżej pozna,
węchem dokładnie,
w porządku, można.
Obok za płotem
stoliki cztery.
Siadam na fotel
(ma się maniery).
Kelner z uśmiechem,
wie o co chodzi
i wszystko w dechę
i dzień jak co dzień.
Podchodzi pani
i obok siada,
ja ani, ani
bo nie wypada,
a kelner mówi z gębą szczęśliwą:
„Pies już dla pani zamówił piwo”.
Psi czas
Trzeba wywiesić kartkę:
„Pies czynny ósma – dwudziesta”.
Lata mijają,
a życie wartkie,
tylko szczeniaki noszą kokardkę,
teraz się liczy sjesta.
Coś w kręgosłupie strzyka,
łapy nie miękkie jak dawniej,
coraz się częściej chce do koszyka
i tylko ogon sprawny.
Ale nie szkodzi, siada się w oknie,
tu wróbel fruwa, tam gołąb moknie
płyną obłoki
gonią się sroki
do pełnej miski tylko dwa kroki.
Pani pogłaszcze, a pan podrapie,
no i się chrapie
i śnią się jakieś wonne ogrody,
bo pies szczęśliwy zawsze jest młody.
Psia filozofia
Choćbyś miał dyplom z Oxforda
czy siedział bez przerwy w pace,
to prawdę powie psia morda,
jaki z ciebie naprawdę facet.
Bo psa nie obchodzi twój status
jakiś tam Nobel czy Oskar
i różnych pięć doktoratów.
Dla niego sprawa jest prosta.
On wie, jaki jesteś i kropka
blichtrem oszukać się nie da
ma w nosie, co z tobą go spotka,
gdy wspólna będzie ta bieda.
Choćbyś złotą otoczył go ramą
to miłość jego ostudzi,
gdy go będziesz traktował tak samo
jak zwykłeś traktować ludzi.
Główny lokator
Ja mieszkam na trzecim piętrze,
w domu panuje wspólnota,
co piętro to inne wnętrze,
Mariusz, na przykład ma kota.
A obok mieszka Suzi,
jakaś nerwowa i spięta,
wieczorem daje mi buzi,
a rano mnie nie pamięta.
A ta długonoga z parteru
udaje, małpa, królową,
a ma nie najlepsze maniery,
zbliżyć się do niej niezdrowo.
A ludzie Ano jak ludzie,
czasami dziwni być mogą.
Gdy siedzę cicho w swej budzie,
nikt się nie czepia na ogół.
U takiej jednej z pierwszego
to najwidoczniej mam krechę,
doprawdy nie wiem dlaczego,
bo merdam do niej z uśmiechem.
Mają założyć kamerę,
za jakieś ciężkie pieniądze.
Nie wiem, po jaką cholerę.
gdy w kamienicy ja rządzę.